Od momentu uruchomienia bloga wielokrotnie słyszałem podobne pytanie: Jak Ty znajdujesz czas na blogowanie?
Panie prezydencie, jak żyć?
No jakoś…
Jest kilka „tajemnych” kwestii związanych z zarządzaniem czasem lub sobą w czasie (wybierz wersję, którą lubisz bardziej). Nie wydaje mi się jednak, żebym był tutaj dobrym wzorem do naśladowania. Na świecie jest wielu lepszych specjalistów w tym temacie. Ja mogę przekazać Ci jedną wskazówkę, która swego czasu odegrała naprawdę znaczącą rolę przy budowaniu niniejszego bloga.
15 minut dziennie. Tylko tyle wystarczy, żeby zacząć tworzyć coś dużego. Trzeba jedynie uwierzyć, że się da. Tak, może się to wydawać naiwne. Jak w 15 minut mam cokolwiek zrobić?
Wiem jak jest – praca, dziecko, dwójka dzieci, pies, kot, świnka morska, rybki, królik, ogródek, obiad, sprzątanie i wiele, wiele innych zobowiązań. Większość ludzi, patrząc na to myśli sobie: Zrobiłbym coś (np. blogował, przerabiał kurs, czytał książkę itp.), ale jak mam znaleźć na to czas? Mam zaledwie kilka minut naprawdę wolnego czasu. W efekcie przeznaczają ten wolny czas na scrollowanie Facebooka lub innych portali społecznościowych, no bo przecież nic więcej w tym czasie nie uda się zrobić. Doprawdy?
Długo nie mogłem zebrać się do pisania artykułów z dokładnie tego samego powodu. No bo jak to? Jak mam pisać tak na raty? Przecież się nie da. Lepiej kiedyś usiądę i napiszę wszystko za jednym razem. Tylko, że takie „kiedyś” nie następowało, a robota nie szła w ogóle. W pewnym momencie postanowiłem, że spróbuję pisać w „systematycznych ratach”. Po 15-30 minut dziennie. I okazało się, że to naprawdę może działać. Sumarycznie schodziło zapewne dłużej, niż gdybym usiadł i napisał cały artykuł na raz, ale efekt codziennej rutyny naprawdę dawał kopa do działania. Widać było, że robota idzie do przodu. Wolno, ale systematycznie do przodu.
Obecnie stosuje ten mały trick nie tylko podczas tworzenia artykułów, ale i przy czytaniu, czy przerabianiu kursów online.
HOTD: Nie szukaj kilku godzin raz w tygodniu, bo możesz ich nigdy nie znaleźć. Naucz się efektywnie wykorzystywać kilka minut każdego dnia.
5 sierpnia 2018 at 10:03
Pomodoro chyba jest czymś przydatnym. Może nie o to w tym chodziło, ale dlaczego nie?
Ja mam problem że np angielskiemu poświęcam więcej czasu bo niby się uczę ale to poczta a to RSS… Pomodoro trzyma mnei za gardło przez 25 minut. Niestety nie blokuje mi innych aplikacji (uzywam przeglądarki i Memrise) ale człowiek jednak bardziej się skupia na zadaniu. Ale niestety ogólnie nie mam dyscypliny czasowej i spokojnie mógłbym codziennie czytać tą książkę o BiG Data na Kindlu nawet te 15 minut ale zanim sie zabiorę to już północ i spać. Nie wiem czy warto ładować się w jakieś kursy zarządzania czasem – jestem mocno sceptyczny wobec wszelkiego coachingu. Z drugiej strony wielu wielkich ludzi było wierzących – może dla nich Bóg był takim coachem i to im pomagało. No ale to specyficzny przypadek bo niby tego trenera personalnego masz zawsze „dostępnego”.
Z drugiej strony byłem kiedyś na treningu relaksacji – i jak sam ledwo potrafiłem wejść w tryb alfa (tak to się chyba nazywa) – bo zwykle zasypiałem – to po pierwszym dniu treningu wystarczyło mi 20 sekund.
Ale wystarczyło że potem przestałem ćwiczyć i wszystko na marne.
Właśnie może te 15 minut lepiej przeznaczyć na medytację? Dziś jesteśmy tak bombardowani informacjami, do tego pracując w open space też często nie mamy lekko (chyba że kupić ochraniacze słuchu co niektórzy praktykują) – że może takie krotki wyciszenie przyniosło by więcej dobrego niż rzucanie się na kolejny cel bo akurat wywalczyliśmy wolny kwadrans.
6 sierpnia 2018 at 08:04
Co do pomodoro, to jak najbardziej może być przydatne, ale nie musi się łączyć z naszym kwadransem. Może być wykorzystywane w dowolnym momencie i przyda się wtedy, gdy ten czas faktycznie już mamy. Mnie tu bardziej chodziło o pokazanie, że robiąc coś po kilka, kilkanaście minut dziennie można dojść do czegoś dużego.
Jeżeli chodzi o medytację, to ja niczego nie narzucam. Dla Ciebie lepsza będzie medytacja, dla kogoś innego nauka grania w szachy. Rzucanie się na kolejny cel nie jest dobre, ale porzucanie celów, bo „nie mamy czasu” też nie rozwiązuje wszystkiego. Mówię tylko, że w 15 minut dziennie też można. A co kto chce robić, to już indywidualna decyzja.