Pożegnałem Disqusa. Podziękowałem mu za ponad 5-letnią współpracę i zmigrowałem wszystkie komentarze z powrotem do wbudowanego w WordPress systemu komentarzy. W tym krótkim wpisie chciałem poinformować o tej zmianie (tych, którzy jeszcze nie zauważyli) i wyjaśnić powody mojej decyzji.

Dlaczego wybrałem Disqusa?

Kiedy 5 lat temu startowałem z blogiem miałem doświadczenia zarówno z komentarzami WordPressa jak i Disqusa. I jedne, i drugie miałem okazję konfigurować i moderować. Postawiłem na Disqusa. Głównie ze względu na estetykę, możliwości prostego oceniania komentarzy (poprzez upvote lub downvote), czy wyróżniania tych najlepszych. Disqus jako serwis dedykowany komentarzom pomagał również w zwalczaniu spamu.

Życie z Disqusem

W międzyczasie właściciele Disqusa wprowadzili trochę dodatkowych opcji, przy czym część z nich była dostępna tylko w płatnych pakietach. Zmieniono też same pakiety. Zaczęto również dodawać reklamy osobom, które korzystały z Disqusa i nie spełniały pewnych określonych wymagań. Chodziło chyba głównie o to czy dana witryna korzystająca z Disqusa sama publikuje reklamy. Nie orientuję się dokładnie, bo wszystkie te zmiany mnie „ominęły” i nadal z całości korzystałem za darmo i bez narzuconych reklam. Nie miało to więc żadnego wpływu na powrót do WordPressa.

Największym kontrargumentem wyboru Disqusa, przedstawianym przez „dużych blogerów”, były problemy z indeksowaniem komentarzy przez Google. Nie wiem jak było, ale w tamtym momencie zupełnie się tym nie przejmowałem. Nawet przez chwilę nie spodziewałem się bowiem, że blog dotrze do miejsca gdzie jest obecnie. Myślałem, że pojawi się na nim komentarz, a może dwa 🙂 Z późniejszego doświadczenia wiem też, że Google całkiem dobrze radzi sobie z indeksowaniem Disqusa. To również nie wpłynęło na moją decyzję.

Dlaczego zrezygnowałem z Disqusa?

Na decyzje wpłynęło kilka iskierek, które wznieciły pożar.

Iskra 1: brak maili z Disqusa

Pierwszą z nich był fakt, że przestałem otrzymywać powiadomienia o nowych komentarzach z Disqusa. Od czasu do czasu, profilaktycznie, wchodziłem do panelu moderatora w Disqusie, żeby sprawdzić, czy coś przypadkiem nie wpadło do spamu, a nie powinno. Któregoś dnia zauważyłem, że mam sporo nowych komentarzy, o których pojawieniu się nie dostałem żadnych informacji. Sytuacja trwała mnie więcej od miesiąca, mimo, że w ustawieniach miałem wszystko skonfigurowane tak, żeby maile dostawać. To uświadomiło mi, jak bardzo jestem od tego systemu zależny.

Iskra 2: post Pawła Tkaczyka

Drugą iskierką był mailing od Pawła Tkaczyka, w którym autor odsyłał do tego wpisu na Instagramie. Cytuję:

Twoje kanały w mediach społecznościowych można porównać do wynajętego mieszkania. Czasem opłaca się tam zamieszkać, bo jest łatwiej. Wszystko jest urządzone, dookoła jest infrastruktura i ludzie. Jeśli chcesz szybko zacząć, nie ma lepszej opcji.

Ale pamiętaj, że pakowanie pieniędzy w remont wynajmowanego mieszkania jest kosztem, nie inwestycją. Właściciel w każdej chwili może Cię wyrzucić. Na dłuższą metę opłaca się mieć coś własnego – w Twoim marketingu to są własne kanały takie jak strona www czy lista mailingowa. Jasne, że buduje się dłużej. Ale pomyśl, że czas i pieniądze włożone w przyciągnięcie tam ludzi to inwestycja, nie koszt. Nikt Ci tego nie zabierze.

Ciekawostką jest fakt, że Paweł Tkaczyk na swoim blogu korzysta z Disqusa 😛

Iskra 3: komentarz Kuby Prokopiuka

Trzecim zapalnikiem był komentarz Kuby pod jednym z wpisów na blogu:

Sugerując się komentarzami i tym wpisem pojechałem równo tydzień temu (01.02.2021) do US Śródmieście we Wrocławiu i złożyłem od razu: VAT-R, skan umowy najmu mieszkania i oświadczenie o rodzaju prowadzonej działalności. Od wczoraj (08.02.2021) jestem czynnym płatnikiem VAT z tego co widzę w systemie 🙂 Bez żadnej kontroli, żadnego telefonu. Dzięki za wskazówki 🙂

Kuba przypomniał mi o ważnej kwestii, o której od jakiegoś czasu sam „trąbie” poprzez odpowiedni komunikat na wstępie każdego wpisu – o tym jak wartościowe są wniesione tu komentarze.

Migracja

Mimo, że nie lubię „administracyjnej” roboty wokół bloga, postanowiłem zebrać się w sobie i pożegnać Disqusa, zanim ten pożegna się ze mną. Nie wieszczę niczego złego, ale wolałem nie odkładać migracji na ostatnią chwilę. Na szczęście ta przebiegła praktycznie bezproblemowo. Bazowałem głównie na wpisie Ani i poleconym przez nią Disqus Comments Importerze.

Najważniejsza część, czyli treść komentarzy oraz nazwy autorów zostały zaimportowane pomyślnie. „Straciłem” jedynie adresy email i strony WWW, bo Disqus ich nie eksportuje (zresztą słusznie). Nie jest to strata, która jakoś mnie dotknęła. Najważniejsze dla mnie jest to, że teraz mam komentarze pod swoimi skrzydłami.

Prośba o raportowanie błędów

Ogólnie rzecz biorąc, zaimportowane dane wyglądają dobrze. Niemniej jednak zawsze coś można przeoczyć. I tu prośba do Ciebie. Jeżeli zauważysz jakieś nieprawidłowości wokół komentarzy, np. złe wyświetlanie czegoś, niedziałający odnośnik (do lub z komentarzy), czy jakikolwiek inny błąd, to daj mi proszę o tym znać. Choćby w komentarzu poniżej 🙂 Chętnie wszystko wyprostuję i poprawię.

Twoja mordka przy komentarzach

Plusem Disqusa było również to, że w ładny sposób prezentował informacje o autorze danego komentarza. Na szczęście w WordPressie można osiągnąć podobny efekt. WordPress (i chyba nie tylko on) korzysta z serwisu Gravatar. Wystarczy więc sprząc tam adres email ze swoim ulubionym avatarem, a następnie, podczas dodawania komentarza w WordPressie użyć danego adresu, a WordPress pobierze zadany avatar. Śmiało możesz przetestować swoją konfigurację wykorzystując sekcje komentarzy poniżej tego artykułu 🙂

Aktualizacja avatarów i odnośników przy zaimportowanych komentarzach

Jeżeli z jakiegokolwiek powodu, zależy Ci, żeby przy Twoich istniejących komentarzach zaimportowanych z Disqusa pojawił się Twój avatar lub prawidłowy odnośnik do Twojej strony, to daj mi o tym znać mailowo na adres: piotr@programistanaswoim.pl. Będę potrzebował adres email (sprzężony z avatarem w Gravatarze) oraz dowolny adres WWW, który sobie życzysz.

Zdanie na koniec

To chyba tyle w temacie. Jeżeli masz jakieś dodatkowe pytania, czy też chciał(a)byś uzyskać więcej informacji na temat samej migracji, to napisz o tym w… komentarzu poniżej 😉

A ja… wreszcie czuję, że komentarze „należą do mnie” 🙂 I tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć niniejszy artykuł.

Picture Credits