Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2018 przeszły do historii. Niektórzy twierdzą, że organizacyjnie były to najlepsze mistrzostwa jakie do tej pory zorganizowano (chociaż wydaje mi się, że słyszę to po każdym kolejnym wielkim turnieju). Ale dziś nie o tym. Dziś krótko o jednej rzeczy, która w moim odczuciu uczyniła te zawody zdecydowanie lepszymi od wszystkich innych, które do tej pory śledziłem. Tą rzeczą jest technologia.

Po raz pierwszy w historii mistrzostw świata sędziowie biegający po boisku mieli do dyspozycji system kamer obsługiwany przez dodatkową specjalną ekipę sędziowską. Dzięki temu, w sytuacjach spornych sędzia główny mógł się posiłkować powtórkami wideo. FIFA bardzo długo opierała się wprowadzeniu kamer na stadiony obawiając się, że wpłynie to na dynamikę i płynność gry. Tymczasem okazało się, że system VAR (ang. video assistant referee) zrobił robotę.

Mistrzostwa świata śledzę od 1998 roku. 20 lat. 6 turniejów. Dodatkowo 5 mistrzostw Europy, które odbyły się w międzyczasie. W sumie 11 zawodów. Chociaż dzięki VAR-owi powinno się mówić 10 zawodów i te w Rosji. Tegoroczny mundial był pierwszym, w trakcie którego głównym tematem pomeczowym nie były błędy sędziów. Nie było obwiniania sędziów o to, że ktoś przegrał mecz z ich powodu. Nie było nagłówków gazet, w których przeczytalibyśmy dywagacje, gdzie by to doszli Niemcy lub Hiszpanie gdyby nie sędziowie.

Dziś, z przymrużeniem oka, możemy mówić, że Francja została mistrzem świata dzięki technologii. W pierwszym meczu grupowym, wygranym z Australią 2:1 obydwie bramki dla Francuzów padły dzięki systemom wspomagającym pracę sędziów. Pierwsza po rzucie karnym podyktowanym po skorzystaniu z VAR-u, a druga po sygnale z systemu goal-line, który sprawdza automatycznie, czy piłka przekroczyła linię bramkową. Obydwie bramki w pełni zgodne z przepisami. Co by było gdyby te bramki nie zostały uznane? Kto byłby dziś mistrzem świata, gdyby nie technologia?