Mam nadzieję, że poniższy artykuł przypadnie Ci do gustu. Nie przywiązuj zbyt dużej wagi do daty powstania tego wpisu. Nawet jeśli napisałem go na początku istnienia bloga, to staram się przynajmniej raz w roku przeglądać stare treści i je aktualizować. Jeżeli mimo wszystko zauważysz jakąś nieścisłość w tekście, to daj mi proszę znać w komentarzu poniżej.
Pamiętaj także, że wartość tego bloga podbijają pozostawione tu komentarze. Jeżeli temat poruszany we wpisie Cię interesuje, to polecam doczytać także komentarze do niego. Znajdziesz w nich chociażby punkt widzenia innych osób, czy dodatkowe informacje, o których ja zapomniałem lub nie wiedziałem.
Dwa lata temu zdecydowałem się zrobić krok naprzód w mojej programistycznej „karierze” i odejść z firmy, w której pracowałem od 6 lat. Była to moja pierwsza zmiana pracy, więc miałem przy tym pewne obawy. Szczególnie, że 3 miesiące wcześniej powiększyła się nasza rodzina. Dziś nadal programuję dla Roche’a i, o dziwo, ta sytuacja cały czas mi się podoba. Dwa lata temu nie przeszło mi nawet przez myśl, że programista w korporacji może nauczyć się więcej niż w software housie. Dziś wiem, że to jest absolutnie możliwe. No ale może po kolei.
6 lat w software housie
Pierwszy etat
1 lipca 2009 roku. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Był ciepły letni poranek. O godzinie 10:00 miałem zaplanowaną rozmowę kwalifikacyjną w lokalnym (chociaż pracującym globalnie) software housie. AIS.PL, bo tak się nazywa, cieszył się w owym czasie bardzo dobrą renomą i był obiektem moich westchnień 😀 Kilka dni wcześniej szczęśliwie zakończyłem czwarty rok studiów, więc to był idealny moment na podjęcie pierwszej pracy i zakończenie studiów z rocznym doświadczeniem w branży. AIS.PL świetnie się do tego nadawał również ze względu na liberalne podejście do studentów i umożliwianiu pracy na 2/5 etatu. Można więc powiedzieć, że mi zależało 🙂
Dokładając do tego to, że:
bardzo nie lubię się spóźniać,
do siedziby firmy musiałem dojechać autobusem podmiejskim,
nie wiedziałem dokładnie, w którym budynku znajduje się firma
postanowiłem wyjść z akademika (w którym mieszkałem wtedy z moją przyszłą, a dziś obecną żoną 😉 ) odpowiednio wcześniej. Ubrałem się w jedyną koszulę, którą miałem na stanie, a wychodząc minąłem panią sprzątaczkę ciskającą epitetami na prawo i lewo, po tym jak zobaczyła stan jedynej na piętrze kuchni.
Wcześniejsze wyjście uchroniło mnie przed spóźnieniem i umożliwiło awaryjny powrót do domu studenckiego, kiedy zorientowałem się, że gdzieś po drodze na przystanek autobusowy upaćkałem wspomnianą wcześniej koszulę. Delikatnie zestresowany, przy grzejącym słońcu wróciłem do akademika, żeby przebrać się w coś czystego. Pomyślałem, że lepiej włożyć świeży T-shirt, niż pójść na rozmowę w brudnej koszuli. Kiedy dotarłem na piętro, na którym znajdował się nasz pokój, zobaczyłem panią sprzątaczkę, która dopiero co uporała się z kuchnią, a teraz kończyła zmywać podłogę na korytarzu… na korytarzu, który musiałem przejść w całości, żeby dostać się do pokoju. Kto mieszkał w akademiku ten wie jak wygląda pani sprzątaczka, która widzi nadchodzących studentów chcących wejść na świeżo zmytą podłogę. Dla tych, którzy nie wiedzą – wygląda to mniej więcej tak 🙂
Na szczęście strudzona mina zmiękczyła serce asasyna i udało mi się przejść bez większych obrażeń 😉 Reszta poszła już bez niespodzianek. Przebrałem się, udałem na autobus, odbyłem rozmowę, na której szczerze, bez ściemy opowiedziałem o tym co potrafię (nie było tego wtedy zbyt wiele). Następnie wróciłem do domu, sprawdziłem maila, a tam, ku mojej uciesze, czekała już pozytywna odpowiedź od prezesa AIS.PL. Był to jeden z tych szczęśliwych dni, których nie zapomina się tak łatwo.
Gdy teraz patrzę na to po 8 latach, z chłodną głową i z dalszej perspektywy, to myślę sobie, że postronnym osobom ta sytuacja może wydawać się śmieszne. „Przecież to tylko praca. Jak nie ta to inna.” – mógłby ktoś powiedzieć. Tylko, że wtedy nie chodziło wyłącznie o pracę, ale o spełnienie jednego z marzeń. Dziś również do mnie docierają myśli, że była to tylko praca, ale wtedy było to dla mnie coś ważnego. Do firmy dołączyłem 13 lipca.
Szczenięce lata
Na początku wspomniałem, że z Sii i Roche’m współpracuję 2 lata i cały czas mi się to podoba. Cieszy mnie ta sytuacja, ale wiem, że o ten stan trzeba nieustannie dbać. Dlaczego? Bo przez pierwsze 2-3 lata pracy w AIS.PL również byłem bardzo zadowolony.
Ja miałem to szczęście, że zostałem zatrudniony jako praktykant, w momencie kiedy projekty nie paliły się z każdej strony, a starsi koledzy mieli czas na „mentorowanie” mi. Dostałem również czas na doszkalanie się i zasypywanie przepaści powstałej z powodu różnic pomiędzy skostniałym programem studiów, a tym co przynosi życie komercyjnego programisty. I w końcu miałem też ogromnego farta trafić pod skrzydła Michała Jaśtaka, który zaraził mnie ciągłą chęcią ulepszania kodu i profesjonalizmem w prowadzeniu projektów. To dzięki niemu byłem w AIS.PL tak długo i to dzięki niemu nauczyłem się tak wiele. Chłonąłem tę wiedzę jak gąbka.
Zasiedzenie
Pewna sytuacja, z pierwszych miesięcy mojej pracy na pełen etat (już po ukończeniu studiów), najlepiej oddaje to jak bardzo byłem zafascynowany pierwszą pracą. Kiedy jeden ze starszych kolegów, po siedmiu latach kończył swoją przygodę z AIS.PL i przenosił do innej firmy, powiedział mi, że zbyt długo się tu zasiedział i żebym nie popełniał tego samego błędu. 2-3 lata to maksimum. Reszta będzie stracona. Pomyślałem sobie: „Chłopie, co Ty wygadujesz?! Ja tu zamierzam emerytury doczekać!”. I nie był to sarkazm. Śmieszne prawda? 🙂 Teraz przyznaję: miał rację 😉 Słuchaj się starszych!
To tak nie działa. Programistę, dla którego programowanie jest pasją zatrzyma tylko możliwość rozwoju i nowe „zabawki”. W AIS.PL nowych zabawek starczyło dla mnie do około 2012 roku. W tym czasie miałem okazję dotknąć wielu nowych frameworków i bibliotek. Poznałem architekturę różnych projektów. Później było już tylko gorzej. Kolejne projekty były do siebie bardzo podobne, a ja jako ten „doświadczony” przejmowałem ich utrzymanie i zarządzanie od odchodzących z firmy kolegów i koleżanek.
Mimo wszystko bardzo lubiłem atmosferę i pracę w AIS.PL. Dlatego nie odszedłem od razu. Monotonie starałem się zabijać choćby wyjazdami na konferencje, organizowaniem JUG-a, czy dokształcaniem się po godzinach. Były też podwyżki i zmiany nazwy stanowiska. Coraz bardziej nie podobało mi się zarządzanie projektami i całodzienne wysyłanie maili oddalające mnie jednocześnie od kodu. Długo myślałem, że tak musi być i starałem sam siebie przekonać, że nadal jest fajnie. Nie było. Ale uświadomiłem to sobie co najmniej 2 lata po fakcie.
Obawy i prokrastynacja
Już wcześniej kilka razy myślałem o zmianie pracy. Ale z tym jest prawie jak z urodzeniem dziecka – nigdy nie ma „dobrego momentu”. Zawsze znajdowałem jakieś „ale”. No przecież atmosfera była fajna, nie było żadnych opóźnień w wypłatach, były premie, były wspólne grille, spotkania integracyjne, tenis stołowy, Xbox z FIFĄ 2014 , karta MultiSport… tym wszystkim można na jakiś czas zaspokoić sobie „głód kodu”. Kiedy jednak uświadomisz sobie, że tym co Cię najbardziej kręci w pracy jest programowanie, to te „zapychacze” nie dają rady. Myśli o odejściu pojawiały się coraz częściej.
No ale kredyt spłacać trzeba. A jak trafię na niewypłacalnego pracodawcę? Poczekam, może coś się zmieni na lepsze.
Nie zmieniło się. No ale za pół roku jubileuszówka, to jeszcze tyle poczekam.
Hmm… żona w ciąży – teraz zmieniać pracę? Poczekam.
No tak… tylko, z czym wiąże się ciąża? Z niechybnym powiększeniem rodziny i pojawieniem się maluszka, któremu trzeba poświęcić swoją uwagę i zarobić na pieluchy. Przecież to nienajlepszy czas na zmianę pracy… poczekam.
NIE! Nie poczekam! Dłużej już nie mogłem. Pękłem.
Cele
Kiedy już dorosłem do tej decyzji, postanowiłem sobie, że chciałbym spróbować samozatrudnienia (czego efektem „ubocznym” jest ten blog 🙂 ). Szukałem więc ofert kontraktów dla Javowców w Toruniu. Tych w tamtym czasie nie było. Wszędzie etaty. No może nie wszędzie, ale nie zależało mi też, żeby dostać się do pierwszej z brzegu firmy. Trzeba było więc postawić na pracę zdalną, bo Toruń bardzo lubię i nie miałem (i nie mam) zamiaru się stąd wynosić. Celowałem w zupełnie inną firmę, a oferty pracy dla Roche’a nie brałem na poważnie. Chciałem pracować dla software house’u, trafiłem do korpo. Zdecydowałem się tylko dlatego, bo desperacko pragnąłem zrobić krok do przodu.
Ten wpis NIE jest sponsorowany! Wszystko co tutaj napisałem powstało tylko i wyłącznie z mojej inicjatywy. Żadna z trzech wymienionych firm nie dała mi za to złamanego grosza, ani nawet nie poprosiła o napisanie czegoś takiego. Artykuł powstał po to, żeby pokazać Ci, że w firmie dowolnego typu można się sensownie rozwijać.
Programista w korporacji
Przyjąłem to co dostałem. Nie wybrzydzałem. Zaryzykowałem. Od początku byłem sceptycznie nastawiony. O korporacjach słyszałem tylko tyle, że „zjadają ludzi” , są na bakier z nowymi technologiami, cały czas utrzymuje się kod w Javie 1.3, a w piwnicach trzymają smoki 🙂
Czy ja faktycznie pracuję dla korporacji?
Pracę dla Roche’a rozpocząłem 2 listopada 2015 roku. Ze względu na pierwszą zmianę pracy i obawy z tym związane, już na samym początku postanowiłem wynająć biuro. Nigdy wcześniej nie pracowałem całkowicie zdalnie, więc chciałem mieć to odseparowanie pracy od domu.
Dołączyłem do nowo-tworzonego projektu „tylko na chwilę” jako dodatkowy developer, a „zostałem na zawsze” 😉 Już na samym początku zaskoczyły mnie wykorzystywane technologie. Począwszy od Javy 8, poprzez najnowszego Springa i testy jednostkowe pisane w Groovy (w oparciu o Spocka), aż po Angulara i różne inne fancy extra modne technologie frontendowe. Prawda, że nie było to „rocket science”, ale też idea projektu nie była jakaś skomplikowana. Generalnie był to CRUD komunikujący się na różne sposoby z kilkoma dziwnymi serwisami, więc sama integracja z nimi była ciekawym wyzwaniem.
Z technologii byłem zadowolony, ale tym co spowodowało, że wszelkie obawy po zmianie pracy odeszły w niepamięć był zespół. Miałem tego farta trafić na osoby, które potrafią pracować nie tylko z komputerami, ale także z innymi ludźmi. Życzliwi, pomocni, uczynni. Nikt nigdy nikogo nie zostawia samemu sobie. Zawsze można do nich napisać lub zadzwonić i zawsze otrzyma się przynajmniej próbę pomocy. Co więcej, oprócz świetnej atmosfery w teamie nie brakuje, nie mniej ważnego, profesjonalizmu i podejścia do pracy. Mądre wykorzystanie Scruma, code reviews i CI sprawiło, że wszyscy uczymy się od siebie nawzajem, a założone wymagania dowozimy na czas, utrzymując jednocześnie wysoką jakość kodu.
Z tymi ludźmi mógłbym pracować nawet w Apache Struts 1 😉 No dobra, może trochę mnie poniosło , ale to właśnie dzięki temu wszystkiemu, przez długie miesiące w ogóle nie czułem, że pracuję dla korporacji. Zresztą nadal tego dobrze nie odczuwam.
BTW. Jeżeli chciał(a)byś otrzymać najbardziej merytoryczne code review jakie widział[a|e]ś w swoim życiu, to zgłoś się do tego pana 😉
Polityka mnie nie tyka
Jeśli obawiasz się pracy dla korporacji to mam dla Ciebie jedną wskazówkę, którą sam stosuję. Ja unikam polityki. Nie próbuję zrozumieć hierarchii jaka panuje w Roche. Bez znaczenia jest dla mnie kto tam jest Super Awesome Managerem, Extra Simple Managerem, czy też Even Better Managerem. Zupełnie to pomijam. Skupiam się tylko na moim zespole, managerze projektu oraz osobach, z którymi mam się kontaktować w sprawie ewentualnych niejasności. Oczywiście przez to nie będę się wspinał po szczeblach korporacyjnej kariery. Ale ja tego nie chcę. Ja chcę programować, dostarczać solidne rozwiązania i dobrej jakości kod. Reszta mnie nie obchodzi.
Być może takie podejście dziwnie wygląda, ale mi od dwóch lat jest z tym bardzo dobrze. Praktycznie nie widzę różnicy pomiędzy pracą w software housie, a pracą dla korporacji. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku pracuję z pewną określoną grupą ludzi wytwarzając oprogramowanie dla jakiegoś klienta. Jedyne co się zmienia, to to kto jest klientem.
Plusy pracy dla Roche poprzez Sii
Zdradzę Ci teraz pokrótce co mi się podoba, a czego nie lubię w pracy dla Roche/Sii. Zacznijmy od pozytywów 🙂
możliwość całkowitej pracy zdalnej – Nie spodziewałem się tego, ale bardzo polubiłem pracę zdalną, a że rynek firm programistycznych w Toruniu nie jest duży, to bardziej zwracam uwagę na oferty pracy zdalnej. A tych mimo wszystko, w firmach działających w Polsce, nie ma (jeszcze) zbyt dużo.
godziny pracy do dogadania – Pomimo niepisanej zasady, że kilka godzin dziennie „spędzamy razem” online, to wszystko jest do dogadania. Ja na przykład przyzwyczaiłem się do rozpoczynania pracy o 7 rano i kończenia o 15, ale kiedy jest potrzeba to nie ma problemu z wyjściem i załatwieniem czegoś, dopracowując brakujące godzinny w innym terminie.
świetny team – To akurat nie jest domena całego Roche’a, bo przekonałem się już, że różnie z tym bywa (jak wszędzie). Niemniej jednak warto wiedzieć, że można tam znaleźć prawdziwe perełki 😉
super managerowie – Do tej pory miałem styczność z dwoma „łącznikami pomiędzy biznesem, a developerami” (nazwę to tak, bo nie interesuje mnie faktyczny tytuł). I trafiłem na wyśmienitych ludzi, którzy potrafią idealnie wyważyć pomiędzy potrzebami Biznesu, a tym co faktycznie jesteśmy w stanie w danym momencie dostarczyć. Nigdy nie zdarzyło się, żeby gonili nas do pracy „na wczoraj”, bo Biznes chciał mieć coś zrobione ASAP.
brak nadgodzin – Wynika to poniekąd z podejścia wyżej wspomnianych managerów, którzy tak negocjują terminy i dogadują zakres (z naszym wsparciem), żeby wszystko było dowożone w rozsądnym terminie, ale nie „na hura”.
prowadzenie projektów – Scrum, code reviews, CI, czas na refactoring i aktualizacje zależności. To wszystko powoduje, że praca nad kodem jest naprawdę bardzo przyjemna.
sprawna administracja – Wszystkie powyższe plusy dotyczyły Roche’a, bo to właśnie z nim przez 99% czasu mam styczność. Pozostały 1% to administracja Sii. Wszelka papierkowa robota związana z umową, dniami wolnymi, czy fakturami należy właśnie do nich. Sam jestem przypisany do poznańskiego oddziału. Zawsze wszystko idzie sprawnie, a moje zdalne usytuowanie nie stanowi żadnego problemu.
brak problemów z fakturami – Doszły mnie słuchy z pewnej innej „kontraktorni”, że zdarzają się problemy z terminowością przelewów za faktury. Mnie w Sii nigdy nic takiego się nie zdarzyło. Pieniądze zawsze w ustalonym terminie lądują na moim koncie.
Minusy pracy dla Roche poprzez Sii
Nie myśl, że ta współpraca, to same plusy. Są też minusy. Nie mniej jednak żaden nie jest (dla mnie) na tyle poważny, żeby zachęcał mnie do rezygnacji z współpracy.
podwójne monitorowanie czasu – Roche ma swój system do zgłaszania przepracowanych godzin, a Sii swój. W obu muszę raportować czas. Na szczęście Sii wymaga raportu raz w miesiącu i tak naprawdę liczy się dla nich tylko sumaryczna ilość godzin bez szczegółowego opisu, a Roche odbiera raporty tygodniowe, w których oprócz ilości godzin podaję identyfikatory zadań z JIRY.
„podwójne” załatwianie wolnego – Mimo, że nie korzystam z wolnego zbyt często, to jak już do tego dochodzi, to procedura mnie przerasta 😉 „Przerwę w świadczeniu usług”, bo tak to się ładnie nazywa muszę dograć zarówno w Roche’u jak i w Sii.
niepotrzebne szkolenia – Roche ma ogromną listę szkoleń, którą każdy pracownik musi odbyć, żeby móc pracować zgodnie z „etosem” 😉 Ja musiałem ukończyć w sumie jakieś 25-30 mini-kursów. Na szczęście są one krótkie, więc całość zajmuje jakieś 2-3 dni i jest to praktycznie jednorazowa sprawa (zaraz po dołączeniu do Roche’a). Nowe kursy pojawiają się raczej sporadycznie. Nie zmienia to jednak faktu, że 99% treści tych „szkoleń” dotyczy wyłącznie pracowników medycznych pracujących w biurach Roche’a, a ukończyć muszę je wszyscy.
narzucanie części rozwiązań – Raz lub dwa zdarzyło się, że jakieś oprogramowanie zostały nam narzucone do wykorzystania z góry (np. Sharepoint jako storage plików). Powody są dwa: 1. jedna korporacja sprzeda drugiej korporacji super extra soft klasy enterprise (a jak pieniądze już wydane to przecież nie może to leżeć odłogiem) lub 2. korporacja wydała pieniądze na wyprodukowanie własnego narzędzia i próbuje podczepić je w każde możliwe miejsce nie patrząc na to, że istnieją bardziej dedykowane rozwiązania open source. Na szczęście to nie zdarza się często, a integracja z takimi systemami staje się później ciekawym wyzwaniem 😉
opory przy wprowadzaniu nowych rozwiązań – Roche prowadzi swój własny radar technologiczny i nie ma co narzekać, bo znajduje się na nim wiele nowych narzędzi. Nie ma oczywiście co liczyć na wczesne wersje alpha, ale i tak jest dobrze 🙂 Problem pojawia się gdy próbuje się przeforsować wykorzystanie czegoś spoza radaru, a potęguje się, jeżeli na radarze znajduje się „podobne” rozwiązanie (patrz punkt wyżej).
20-30% mniej pieniędzy niż bezpośrednio – Plusy zakończyliśmy finansami, to minusy zakończmy analogicznie 😉 Sii jako pośrednik zgarnia dla siebie prowizję. W teorii jest to coś około 25%. To jak jest w praktyce już raz rozważałem. W zamian oferuje ciągłość pracy (i kilka innych rzeczy), która w moim przypadku akurat się sprawdza.
Mam nadzieję, że nikt mnie po tym wpisie nie zwolni 😉
BONUS! PDF: „FAQ: Jak pracuje się dla Roche/Sii?”
Niniejszy artykuł postanowiłem opublikować ze względu na dużą ilość pytań na temat pracy dla Roche/Sii jaką od Was dostaję. Historia związana z AIS.PL to tylko dodatek 😉 Mam nadzieję, że na większość z nich odpowiedziałem powyżej. Odpowiedzi na wszystkie zadane mi do tej pory pytania znajdziesz w skondensowanym FAQ w postaci pliku PDF.
Żeby go otrzymać wystarczy, że sprzedasz nerkę adres email, na który mam go wysłać. Nie obawiaj się spamu. Sam go nie lubię.
Formularz umożliwiający pobranie PDF-a znajdziesz nieco niżej. Pamiętaj, żeby podczas zapisywania się zaznaczyć odpowiedni checkbox.
It’s all about the people
Ideą tego wpisu było obalenie mitu związanego z pracą w korporacji. Działów developerskich korporacji nie tworzą smoki, ogry i trolle, tylko ludzie.
I to na jakich ludzi trafisz zależy od opinii jaką sobie wyrobisz. Sceptyk zapewne pomyśli teraz, że „korpo mnie pochłonęło”. Dupa, gówno! Myśl sobie co chcesz, ale dla mnie liczy się tylko zespół, z którym pracuję. To ich nie chce zawieźć, a nie korporację.
Jeżeli:
powyższy wpis oraz FAQ nie rozwiały Twoich wątpliwości lub
przekonałem Cię do spróbowania swoich sił w pracy (niekoniecznie B2B, niekoniecznie zdalnej) dla Roche/Sii
A jaka jest Twoja historia? Miał[a|e]ś kiedyś podobne odczucia? Podejrzewam, że 90% osób pracujących dla software house’ów myśli o pracy dla korporacji analogicznie do tego jak myślałem ja. Jeżeli tylko masz odwagę się podzielić swoim zdaniem, to chętnie przeczytam je w komentarzu poniżej. Zapraszam!
Bądź na bieżąco!
Podobają Ci się treści publikowane na moim blogu? Nie chcesz niczego pominąć? Zachęcam Cię do subskrybowania kanału RSS, polubienia fanpage na Facebooku, zapisania się na listę mailingową:
lub śledzenia mnie na Twitterze. Generalnie polecam wykonanie wszystkich tych czynności, bo często zdarza się tak, że daną treść wrzucam tylko w jedno miejsce. Zawsze możesz zrobić to na próbę, a jeśli Ci się nie spodoba – zrezygnować
Dołącz do grup na Facebooku
Chcesz więcej? W takim razie zapraszam Cię do dołączenia do powiązanych grup na Facebooku, gdzie znajdziesz dodatkowe informacje na poruszane tutaj tematy, możesz podzielić się własnymi doświadczeniami i przemyśleniami, a przede wszystkim poznasz ludzi interesujących się tą samą tematyką co Ty.
W grupie Programista Na Swoim znajdziesz wiele doświadczonych osób chętnych do porozmawiania na tematy krążące wokół samozatrudnienia i prowadzenia programistycznej działalności gospodarczej. Vademecum Juniora przeznaczone jest zaś do wymiany wiedzy i doświadczeń na temat życia, kariery i problemów (niekoniecznie młodego) programisty.
Wesprzyj mnie
Jeżeli znalezione tutaj treści sprawiły, że masz ochotę wesprzeć moją działalność online, to zobacz na ile różnych sposobów możesz to zrobić. Niezależnie od tego co wybierzesz, będę Ci za to ogromnie wdzięczny.
Na wsparciu możesz także samemu zyskać. Wystarczy, że rzucisz okiem na listę różnych narzędzi, które używam i polecam. Decydując się na skorzystanie z któregokolwiek linku referencyjnego otrzymasz bonus również dla siebie.
Zawodowy programista od 2009 roku. Samozatrudniony od listopada 2015. Wcześniejszy czas spędził na etacie. Od kilku lat zainteresowany tematyką budżetu domowego, finansów osobistych i optymalizacji finansowej. Prywatnie mąż, tata Tymonka, a także fan Manchesteru United, Uniwersum Wiedźmina, Star Wars oraz LEGO.
Świetny wpis! Ja teraz pracuję właśnie w Software House Codete i jak na razie jestem mega zadowolony a już rok 🙂 właśnie bardzo dużo zależy od ludzi i od tego, czy starsi koledzy po fachu nie są zagrzebani w projektach. Dobrą praktyką u nas są np. panele, gdzie ludzie dzielą się swoją wiedzą. Nie musisz więc odrywać kogoś od pracy, bo sam dostajesz ta wiedzę 🙂
Managerowie spoko bo firma szwedzka, a tam wiedzą że pracownik ma też życie prywatne i może nie chcieć pracować po godzinach. Tam jak czegoś nie zdążysz zrobić w terminie to Cię pochwalą, że 80% nowych funkcjonalności wdrożone i dostarczone – good job i w ogóle. A w projektach dla polskich firm jest ciśnienie na najlepszy wynik i mało kto patrzy na to że np. ktoś z zespołu się zwolnił. Termin to termin. Zróbcie tak żeby klient miał dostarczone w terminie (trochę mniej, gorzej lub z lekką obsuwą ale ma być). Potem dług technologiczny rośnie, a jak mówisz że trzeba refactorować to są pytania w stylu „Nie mogłeś od razu dobrze napisać?”. Najważniejsze żeby kasa się zgadzała. Ja rozumiem że to jest ważne i trzeba też rozumieć biznes, żeby nie tracić czasu na kodzenie wszystko-mającego modułu z zastosowaniem najlepszych technik, który okaże się klapą (niepotrzebna funkcja / użytkownicy z tego nie korzystają itp) i czasami zrobić coś nie najpiękniej jak się da z założeniem, że jak się sprawdzi to pójdziemy w to i poprawimy tak jak powinno być. Powoli się to zmienia (głównie w firmach / software housach, które mają zagranicznych klientów) i szefowie polskich firm zauważają, że pracownik to nie koń pociągowy, a nawet lepiej pracuje jak nie jest ciągle na ASAPie, jest doceniany w pracy i dobrze się w niej czuje (atmosfera, zaufanie i większa swoboda podejmowania decyzji).
Wyrabiamy sobie zdanie o pracy tak naprawdę na podstawie relacji z ludźmi. Możemy doświadczyć czegoś złego/dobrego* w korporacji/software housie/prowadząc własną firmę*. (*- Niepotrzebne skreślić)
Człowiek – istota społeczna (w większości przypadków) 🙂
Do wyrobienia zdania o pracy dorzuciłbym jednak jeszcze kilka czynników: np. rodzaj wykonywanej pracy i „politykę” rządzących. Ja w AIS.PL pracowałem również z bardzo fajnymi ludźmi, a o moim odejściu zadecydowały inne sprawy.
Od siebie powiem, że moja historia jest w zasadzie podobna (nawet niektóre firmy się zgadzają!) tylko nieco szybciej niż Piotr zdecydowałem pójść do Allegro 🙂 Również niczego nie żałuję! Ludzie są świetni i zawsze jest coś nowego do nauczenia się i wszystko oparte na nowych Javach 8, Sparingach 4, Angularach 2 i Reactach, Reduxach i Bóg jeden wie czym jeszcze (frontowcy nie mogą się zdecydować 😉 ). Obalamy mity o strasznych korporacjach!
Fajnie się czytało, zarówno wpis jak i ebook. Dzięki za podzielenie się tymi informacjami. Ciekawi mnie jak wyglądałaby taka praca bezpośrednio dla jakiejś firmy spoza Polski. Myślę tu konkretnie o takiej właśnie, kontraktowej formie (niekoniecznie dla wielkiej organizacji).
Z innych rzeczy, które chodzą mi po głowie: jak uczyłeś się nowych rzeczy, których nie znałeś, a które były używane w projekcie? Wydzielałeś sobie na to jakiś czas, który potem raportowałeś w obu timetrackerach? Umiałeś już Angulara czy dopiero musiałeś go przyswajać? Z tego co piszesz to w momencie rekrutacji nie znałeś jeszcze stacku technologicznego, więc czy interview opierało się raczej na 'klasyce gatunku’ czy też bardziej praktycznie – musiałeś pokazać coś swojego?
Co do zasiedzenia to patrząc wstecz, jak myślisz, po ilu latach w AIS mógłbyś już się stamtąd ulotnić i zacząć pracować w obecnym trybie? Wiadomo, że praca w pełni zdalna wymaga dużej samodzielności i na pewno nie jest to najlepszy wybór dla osób z małym doświadczeniem (kiedyś ten aspekt poruszałeś).
Dzięki za super wartościowy komentarz! Cieszę się, że nie zawiodłeś się czytając artykuł. Postaram się odnieść do wszystkich Twoich pytań.
Co do pierwszego tematu – pracy dla zagranicznej firmy, to nie potrafię Ci na to odpowiedzieć – sam nie przetestowałem. Nie znam też blisko nikogo kto by mógł się ze mną podzielić takimi doświadczeniami. A może znam tylko nie wiem, że tak pracują 🙂
Angulara praktycznie nie znałem. Orientowałem się dobrze w HTML, CSS i z grubsza JS, ale nie robiłem wcześniej nic poważnego w żadnym fancy frontendowym frameworku, jak Angular. Roche przerzuca obowiązek nauczenia dostarczanych im programistów tego co oni chcą do projektu i tutaj Sii zorganizowało szybki kurs (jakaś godzinka) dla dwójki osób (ja i jeszcze jeden kolega) z podstaw Angulara oraz poprosiło nas na zapoznania się z nim. W praktyce dawało to tyle co przejście tutoriala „Hello World”. Zresztą takich rzeczy i tak się najlepiej uczysz „w boju”. Dołączyłem więc do teamu i zaczynałem od pomniejszych zadań frontendowych. Wrzucałem to na CR. Dostawałem burę 😉 poprawiałem się, uczyłem, commitowałem i tak szło to dalej. Aż doszedłem do poziomu gdzie znajdowałem błędy w ng-routerze 😉 Było to płynne i nie było ciśnienia. Ale ja też nie ociągałem się. Starałem się nie zostawać w tyle. Zresztą jeśli jesteś już obcykany ogólnie w programowaniu i trochę we frontendzie, to te frameworki nie są bardzo trudne do załapania. W każdym razie nie wszystkie.
Dokładnego stacku nie znałem, ale wiadome było, że będzie tam Java 8 i Spring i z tego m.in. padały pytania. Niczego swojego nie pokazywałem.
Podejrzewam, że 3 lata byłyby zupełnie wystarczające. Tak naprawdę przez ostatnie 3 lata nie posunąłem się bardzo do przodu. Projekty były podobne, a jedyne co szło na przód to głównie wersje frameworków. Może jeszcze trochę więcej pewności we własne umiejętności nabrałem. Sam na początku nie wiedziałem jak to będzie z tą pracą zdalną, ale mi bardzo się podoba. Kwestia doświadczenia w technologiach jest taka, że żeby ją rozbudowywać musisz podejmować nowe typy problemów. Działanie w podobnych technologiach i projektach przez 6 lat nie powoduje, że masz 6 lat doświadczenia. Tak naprawdę masz 1 rok powielony 6 razy. Ewentualnie 2 lata powielone 3 razy. Chociaż z punktu widzenia HR liczy się tylko cyferka.
Dzięki Ci za szczegółową odpowiedź! Bardzo cenne słowa, szczególnie o powielonych latach 🙂 Bardzo mi to pomogło i coś czuję, że jeszcze trochę i czas na zmiany, wszak to one są jedną z pewnych rzeczy na tym świecie. Ciągle mam w pamięci Twoje słowa, które napisałeś o, nazwijmy to, 'wszechjunioracie’ (bycie juniorem we wszystkim), dlatego mam się na baczności, staram się nie rozdrabniać i robić swoją robotę najlepiej jak mogę i po prostu iść do przodu (pamiętając oczywiście o tym, żeby się nie zasiedzieć).
To zasiedzenie się programistów to ciekawy temat 🙂 Niektórzy pracują tak 6 lat i jak z nimi rozmawiasz to widać, że już mają dość no ale nie pójdą gdzie indziej.
To prawda. I niestety im dłużej siedzisz, tym gorzej zrobić krok naprzód. Ale tu dochodzi wiele aspektów psychologicznych, jak wyjście ze strefy komfortu, czy strach przed nieznanym. Do tego przekazane przez rodziców przyzwyczajenie, że choćby nie wiem co się działo to trzyma się jednego „zakładu pracy”. No chyba, że cię samy zwolnią 😉 Zresztą wydaje mi się, że zwolnienie przez pracodawcę to najczęstszy bodziec do zmian na lepsze. Samemu bardzo ciężko się ruszyć jak już sobie ktoś uwije ciepłą posadkę 🙂
Oj tak. Jeszcze całkiem niedawno dziadek mi wypominał, że tak często zmieniam pracę. Niektórych też nie rozumiem. Gdyby zmienili pracę zarabialiby nawet 2x więcej, zamiast 6k 12k. A narzekają, że nie zrobią tego bo kredyt i rodzina. Jakbym nie liczył wychodzi mi, że będzie im łatwiej:D W sumie ciekawe czy tak jest tylko u nas w kraju.
Na pewno jest to zakorzenione w polskiej mentalności – ale nie ma co na to krzywo patrzeć. To jest spuścizna po PRL-u, gdzie praca była dawana przez Państwo i pracowało się całe życie w jednym miejscu. Nasi rodzice i dziadkowie mają takie zachowania zakorzenione i często dziwne jest dla nich, że można inaczej. Stąd też powszechne zdanie: „kiedyś to było inaczej”. Było. Inaczej nie znaczy lepiej. Nasze dzieci też będą miały inne zachowania i my chcąc nie chcąc będziemy się temu dziwić.
Dlatego też pewnie w krajach, w których kapitalizm i prywatyzacja ma dłuższą historię może być inaczej. Ale tam gdzie Państwa przeszły podobną drogę do Polski może być bardzo podobnie.
Ja od dawna mam mocne postanowienie nie narzucania innym rozwiązań, które ja wdrażam. Nie mówię „ja bym tak nie zrobił”, „ja bym zrobił inaczej”. Jak ktoś nie chce mojej opinii to sam jej nie wyrażam. Na działania i zachowanie człowieka składa się wiele czynników, o których ja mogę nie mieć pojęcia. Tak jest też na tym blogu. Opowiadam o samozatrudnieniu, mówię jak ja zrobiłem i gdzie mnie to doprowadziło, ale za każdym razem powtarzam, że jest to moja droga. Można się na niej wzorować i mnie dopytywać, ale samemu trzeba wrzucić własne zmienne i podjąć decyzję odpowiednią dla siebie.
W porównaniu do „onetu” chodziło mi o średni poziom komentarzy, które pozostawiają tu czytelnicy 😉 Zawsze zachęcam do zostawiania sensownych komentarzy. A co do Twojej uwagi, to gdybym miał pisać wpisy ze SJP w ręce, to nigdy bym ich nie opublikował 🙂 Done is better than perfect. Ale oczywiście poprawiłem – żeby nie gryzło kolejnych czytelników. Dzięki!
+1 do ludzi na których się trafi +2 do ludzi którzy zarządzają ludźmi na których się trafi 😉
Nawet jeśli w zespole masz super atmosferę i ciekawych ludzi to jeśli 'management’ i wybrane „na górze” rozwiązania technologiczne by design wiążą Ci ręce to wtedy zaczyna robić się nieciekawie. Szczególnie przy zespołach mocno rozproszonych sytuacja się komplikuje. Management siedzi sobie w tej Ameryce/Australii czy na księżycu, mają dla ciebie średnio 3 minuty dziennie. „U siebie” mają człowieka któremu ufają, który był od zawsze, i który pilnuje im plantacji, on z kolei ma dla ciebie 5 minut. Zmiana czegoś takiego wymaga to cholernie dużo pracy u podstaw i jeszcze więcej czasu…
Największy problem jest taki, że ciężko wyczuć to na rozmowie, Szczególnie jeśli zatrudniamy się przez firmy robiące outsourcing zasobów. Wszyscy są wtedy bardzo optymistyczni i okazuje się, że nigdzie lepszej pracy nie znajdziesz jak u nas… Dobrze jest wtedy popytać znajomych (świat jest bardzo mały) i liczyć się na poważnie z ich opinią. Dobrze podczas rozmowy kwalifikacyjnej dopytać gdzie jest biznes, gdzie podejmowane są decyzje, jak często się spotykamy, w jaki sposób i po co. W jaki sposób planowane i rozdzielane są zadania w zespole. Kto decyduje jakie rozwiązania będą wykorzystane. Jaki wpływ na wybrane rozwiązania ma zespół. Z jakiego powodu szukają nowych ludzi i czy dużo ludzi od nich odchodzi.
A tak poza tym bardzo dobry post. Fajnie się czyta 🙂
Dzięki za ten komentarz! Ja bym podciągnął to trochę pod punkt „super managerowie”, ale faktycznie sprawa nie jest taka prosta, a ma duże znaczenie. Bywa również tak, że niezależnie od tego jak dobry „łącznik z Biznesem” by nie był, to działania będą się blokować gdzieś w Biznesie, bo właśnie, tak jak wspomniałeś, ktoś komuś nie za bardzo ufa, nie chce oddelegować zadań, na które sam i tak nie ma czasu, czy też ktoś tam jest bardzo słabo decyzyjny. Jest to szczególnie uciążliwe przy starcie projektu, robieniu jakiegoś dużego kroku na przód lub przy wdrażaniu produkcyjnym. Wtedy stanowcze kroki są najbardziej potrzebne i bez nich wszystko się rozmywa.
Chcesz więcej? W takim razie zachęcam Cię do dołączenia do powiązanych grup na Facebooku (Programista Na Swoim, Vademecum Juniora), gdzie znajdziesz dodatkowe informacje na poruszane tutaj tematy, możesz podzielić się własnymi doświadczeniami i przemyśleniami, a przede wszystkim poznasz ludzi interesujących się tym samym co Ty.
Jeśli jesteś tu po raz pierwszy lub jeszcze tego nie zrobił[a|e]ś to zostaw proszę komentarz pod moim powitalnym wpisem. Będzie mi niezmiernie miło się z Tobą przywitać
Dobroczynność
Moje narzędzia
Jeżeli chciał(a)byś dowiedzieć się z jakich narzędzi korzystam na co dzień, to zapraszam Cię do odwiedzenia strony Narzędzia.
Znajdziesz tam zarówno informacje na temat tego dlaczego czegoś używam, jak i linki referencyjne, dzięki którym zakładając konto w danym serwisie otrzymasz bonus startowy.
18 sierpnia 2018 at 22:26
Tak z ciekawości, jaki sprzęt oferuje Roche jak zaczynasz z nimi współpracę?
20 sierpnia 2018 at 07:25
Domyślnie nic porywającego. Zazwyczaj jest to coś z serii HP EliteBook 840. Jak jest jakaś potrzeba to starają się dostarczyć co potrzeba.
1 października 2017 at 20:22
Świetny wpis! Ja teraz pracuję właśnie w Software House Codete i jak na razie jestem mega zadowolony a już rok 🙂 właśnie bardzo dużo zależy od ludzi i od tego, czy starsi koledzy po fachu nie są zagrzebani w projektach. Dobrą praktyką u nas są np. panele, gdzie ludzie dzielą się swoją wiedzą. Nie musisz więc odrywać kogoś od pracy, bo sam dostajesz ta wiedzę 🙂
2 października 2017 at 08:09
Dzięki serdeczne za komentarz 🙂 Życzę Ci, żebyś był zadowolony i czerpał z obecnej pracy wiele satysfakcji.
24 września 2017 at 17:19
Managerowie spoko bo firma szwedzka, a tam wiedzą że pracownik ma też życie prywatne i może nie chcieć pracować po godzinach. Tam jak czegoś nie zdążysz zrobić w terminie to Cię pochwalą, że 80% nowych funkcjonalności wdrożone i dostarczone – good job i w ogóle. A w projektach dla polskich firm jest ciśnienie na najlepszy wynik i mało kto patrzy na to że np. ktoś z zespołu się zwolnił. Termin to termin. Zróbcie tak żeby klient miał dostarczone w terminie (trochę mniej, gorzej lub z lekką obsuwą ale ma być). Potem dług technologiczny rośnie, a jak mówisz że trzeba refactorować to są pytania w stylu „Nie mogłeś od razu dobrze napisać?”. Najważniejsze żeby kasa się zgadzała. Ja rozumiem że to jest ważne i trzeba też rozumieć biznes, żeby nie tracić czasu na kodzenie wszystko-mającego modułu z zastosowaniem najlepszych technik, który okaże się klapą (niepotrzebna funkcja / użytkownicy z tego nie korzystają itp) i czasami zrobić coś nie najpiękniej jak się da z założeniem, że jak się sprawdzi to pójdziemy w to i poprawimy tak jak powinno być. Powoli się to zmienia (głównie w firmach / software housach, które mają zagranicznych klientów) i szefowie polskich firm zauważają, że pracownik to nie koń pociągowy, a nawet lepiej pracuje jak nie jest ciągle na ASAPie, jest doceniany w pracy i dobrze się w niej czuje (atmosfera, zaufanie i większa swoboda podejmowania decyzji).
13 września 2017 at 17:10
Wyrabiamy sobie zdanie o pracy tak naprawdę na podstawie relacji z ludźmi. Możemy doświadczyć czegoś złego/dobrego* w korporacji/software housie/prowadząc własną firmę*. (*- Niepotrzebne skreślić)
14 września 2017 at 06:58
Człowiek – istota społeczna (w większości przypadków) 🙂
Do wyrobienia zdania o pracy dorzuciłbym jednak jeszcze kilka czynników: np. rodzaj wykonywanej pracy i „politykę” rządzących. Ja w AIS.PL pracowałem również z bardzo fajnymi ludźmi, a o moim odejściu zadecydowały inne sprawy.
3 września 2017 at 20:44
Bardzo przyjemnie się to czytało 🙂
Od siebie powiem, że moja historia jest w zasadzie podobna (nawet niektóre firmy się zgadzają!) tylko nieco szybciej niż Piotr zdecydowałem pójść do Allegro 🙂
Również niczego nie żałuję! Ludzie są świetni i zawsze jest coś nowego do nauczenia się i wszystko oparte na nowych Javach 8, Sparingach 4, Angularach 2 i Reactach, Reduxach i Bóg jeden wie czym jeszcze (frontowcy nie mogą się zdecydować 😉 ). Obalamy mity o strasznych korporacjach!
3 września 2017 at 21:38
2 września 2017 at 15:07
Fajnie się czytało, zarówno wpis jak i ebook. Dzięki za podzielenie się tymi informacjami. Ciekawi mnie jak wyglądałaby taka praca bezpośrednio dla jakiejś firmy spoza Polski. Myślę tu konkretnie o takiej właśnie, kontraktowej formie (niekoniecznie dla wielkiej organizacji).
Z innych rzeczy, które chodzą mi po głowie: jak uczyłeś się nowych rzeczy, których nie znałeś, a które były używane w projekcie? Wydzielałeś sobie na to jakiś czas, który potem raportowałeś w obu timetrackerach? Umiałeś już Angulara czy dopiero musiałeś go przyswajać?
Z tego co piszesz to w momencie rekrutacji nie znałeś jeszcze stacku technologicznego, więc czy interview opierało się raczej na 'klasyce gatunku’ czy też bardziej praktycznie – musiałeś pokazać coś swojego?
Co do zasiedzenia to patrząc wstecz, jak myślisz, po ilu latach w AIS mógłbyś już się stamtąd ulotnić i zacząć pracować w obecnym trybie? Wiadomo, że praca w pełni zdalna wymaga dużej samodzielności i na pewno nie jest to najlepszy wybór dla osób z małym doświadczeniem (kiedyś ten aspekt poruszałeś).
Dzięki, wszystkiego dobrego!
3 września 2017 at 17:46
Dzięki za super wartościowy komentarz! Cieszę się, że nie zawiodłeś się czytając artykuł. Postaram się odnieść do wszystkich Twoich pytań.
Co do pierwszego tematu – pracy dla zagranicznej firmy, to nie potrafię Ci na to odpowiedzieć – sam nie przetestowałem. Nie znam też blisko nikogo kto by mógł się ze mną podzielić takimi doświadczeniami. A może znam tylko nie wiem, że tak pracują 🙂
Angulara praktycznie nie znałem. Orientowałem się dobrze w HTML, CSS i z grubsza JS, ale nie robiłem wcześniej nic poważnego w żadnym fancy frontendowym frameworku, jak Angular. Roche przerzuca obowiązek nauczenia dostarczanych im programistów tego co oni chcą do projektu i tutaj Sii zorganizowało szybki kurs (jakaś godzinka) dla dwójki osób (ja i jeszcze jeden kolega) z podstaw Angulara oraz poprosiło nas na zapoznania się z nim. W praktyce dawało to tyle co przejście tutoriala „Hello World”. Zresztą takich rzeczy i tak się najlepiej uczysz „w boju”. Dołączyłem więc do teamu i zaczynałem od pomniejszych zadań frontendowych. Wrzucałem to na CR. Dostawałem burę 😉 poprawiałem się, uczyłem, commitowałem i tak szło to dalej. Aż doszedłem do poziomu gdzie znajdowałem błędy w ng-routerze 😉 Było to płynne i nie było ciśnienia. Ale ja też nie ociągałem się. Starałem się nie zostawać w tyle. Zresztą jeśli jesteś już obcykany ogólnie w programowaniu i trochę we frontendzie, to te frameworki nie są bardzo trudne do załapania. W każdym razie nie wszystkie.
Dokładnego stacku nie znałem, ale wiadome było, że będzie tam Java 8 i Spring i z tego m.in. padały pytania. Niczego swojego nie pokazywałem.
Podejrzewam, że 3 lata byłyby zupełnie wystarczające. Tak naprawdę przez ostatnie 3 lata nie posunąłem się bardzo do przodu. Projekty były podobne, a jedyne co szło na przód to głównie wersje frameworków. Może jeszcze trochę więcej pewności we własne umiejętności nabrałem. Sam na początku nie wiedziałem jak to będzie z tą pracą zdalną, ale mi bardzo się podoba. Kwestia doświadczenia w technologiach jest taka, że żeby ją rozbudowywać musisz podejmować nowe typy problemów. Działanie w podobnych technologiach i projektach przez 6 lat nie powoduje, że masz 6 lat doświadczenia. Tak naprawdę masz 1 rok powielony 6 razy. Ewentualnie 2 lata powielone 3 razy. Chociaż z punktu widzenia HR liczy się tylko cyferka.
Mam nadzieję, że odpowiedziałem? 🙂
19 września 2017 at 18:20
Dzięki Ci za szczegółową odpowiedź!
Bardzo cenne słowa, szczególnie o powielonych latach 🙂
Bardzo mi to pomogło i coś czuję, że jeszcze trochę i czas na zmiany, wszak to one są jedną z pewnych rzeczy na tym świecie.
Ciągle mam w pamięci Twoje słowa, które napisałeś o, nazwijmy to, 'wszechjunioracie’ (bycie juniorem we wszystkim), dlatego mam się na baczności, staram się nie rozdrabniać i robić swoją robotę najlepiej jak mogę i po prostu iść do przodu (pamiętając oczywiście o tym, żeby się nie zasiedzieć).
Dzięki raz jeszcze, robisz dobrą robotę 🙂
1 września 2017 at 23:44
To zasiedzenie się programistów to ciekawy temat 🙂 Niektórzy pracują tak 6 lat i jak z nimi rozmawiasz to widać, że już mają dość no ale nie pójdą gdzie indziej.
2 września 2017 at 10:20
To prawda. I niestety im dłużej siedzisz, tym gorzej zrobić krok naprzód. Ale tu dochodzi wiele aspektów psychologicznych, jak wyjście ze strefy komfortu, czy strach przed nieznanym. Do tego przekazane przez rodziców przyzwyczajenie, że choćby nie wiem co się działo to trzyma się jednego „zakładu pracy”. No chyba, że cię samy zwolnią 😉 Zresztą wydaje mi się, że zwolnienie przez pracodawcę to najczęstszy bodziec do zmian na lepsze. Samemu bardzo ciężko się ruszyć jak już sobie ktoś uwije ciepłą posadkę 🙂
2 września 2017 at 15:49
Oj tak. Jeszcze całkiem niedawno dziadek mi wypominał, że tak często zmieniam pracę.
Niektórych też nie rozumiem. Gdyby zmienili pracę zarabialiby nawet 2x więcej, zamiast 6k 12k. A narzekają, że nie zrobią tego bo kredyt i rodzina. Jakbym nie liczył wychodzi mi, że będzie im łatwiej:D
W sumie ciekawe czy tak jest tylko u nas w kraju.
3 września 2017 at 17:57
Na pewno jest to zakorzenione w polskiej mentalności – ale nie ma co na to krzywo patrzeć. To jest spuścizna po PRL-u, gdzie praca była dawana przez Państwo i pracowało się całe życie w jednym miejscu. Nasi rodzice i dziadkowie mają takie zachowania zakorzenione i często dziwne jest dla nich, że można inaczej. Stąd też powszechne zdanie: „kiedyś to było inaczej”. Było. Inaczej nie znaczy lepiej. Nasze dzieci też będą miały inne zachowania i my chcąc nie chcąc będziemy się temu dziwić.
Dlatego też pewnie w krajach, w których kapitalizm i prywatyzacja ma dłuższą historię może być inaczej. Ale tam gdzie Państwa przeszły podobną drogę do Polski może być bardzo podobnie.
Ja od dawna mam mocne postanowienie nie narzucania innym rozwiązań, które ja wdrażam. Nie mówię „ja bym tak nie zrobił”, „ja bym zrobił inaczej”. Jak ktoś nie chce mojej opinii to sam jej nie wyrażam. Na działania i zachowanie człowieka składa się wiele czynników, o których ja mogę nie mieć pojęcia. Tak jest też na tym blogu. Opowiadam o samozatrudnieniu, mówię jak ja zrobiłem i gdzie mnie to doprowadziło, ale za każdym razem powtarzam, że jest to moja droga. Można się na niej wzorować i mnie dopytywać, ale samemu trzeba wrzucić własne zmienne i podjąć decyzję odpowiednią dla siebie.
1 września 2017 at 11:53
Super wpis! Jestem w podobnej sytuacji w jakiej Ty byłeś 2 lata temu także bardzo dobrze się czytało i dało do myślenia 🙂 Pozdrawiam!
1 września 2017 at 11:54
Dzięki! I podejrzewam, że nie jesteśmy jedynymi na tym świecie w takim położeniu 😉
1 września 2017 at 10:42
Zachęcałeś do komentowania, porównywałeś do onetu: http://lukaszrokicki.pl/2012/03/19/ubierac-ubierac-sie-wkladac-zakladac/
1 września 2017 at 11:13
W porównaniu do „onetu” chodziło mi o średni poziom komentarzy, które pozostawiają tu czytelnicy 😉 Zawsze zachęcam do zostawiania sensownych komentarzy. A co do Twojej uwagi, to gdybym miał pisać wpisy ze SJP w ręce, to nigdy bym ich nie opublikował 🙂 Done is better than perfect. Ale oczywiście poprawiłem – żeby nie gryzło kolejnych czytelników. Dzięki!
1 września 2017 at 08:40
+1 do ludzi na których się trafi
+2 do ludzi którzy zarządzają ludźmi na których się trafi 😉
Nawet jeśli w zespole masz super atmosferę i ciekawych ludzi to jeśli 'management’ i wybrane „na górze” rozwiązania technologiczne by design wiążą Ci ręce to wtedy zaczyna robić się nieciekawie.
Szczególnie przy zespołach mocno rozproszonych sytuacja się komplikuje. Management siedzi sobie w tej Ameryce/Australii czy na księżycu, mają dla ciebie średnio 3 minuty dziennie. „U siebie” mają człowieka któremu ufają, który był od zawsze, i który pilnuje im plantacji, on z kolei ma dla ciebie 5 minut. Zmiana czegoś takiego wymaga to cholernie dużo pracy u podstaw i jeszcze więcej czasu…
Największy problem jest taki, że ciężko wyczuć to na rozmowie, Szczególnie jeśli zatrudniamy się przez firmy robiące outsourcing zasobów. Wszyscy są wtedy bardzo optymistyczni i okazuje się, że nigdzie lepszej pracy nie znajdziesz jak u nas… Dobrze jest wtedy popytać znajomych (świat jest bardzo mały) i liczyć się na poważnie z ich opinią. Dobrze podczas rozmowy kwalifikacyjnej dopytać gdzie jest biznes, gdzie podejmowane są decyzje, jak często się spotykamy, w jaki sposób i po co. W jaki sposób planowane i rozdzielane są zadania w zespole. Kto decyduje jakie rozwiązania będą wykorzystane. Jaki wpływ na wybrane rozwiązania ma zespół. Z jakiego powodu szukają nowych ludzi i czy dużo ludzi od nich odchodzi.
A tak poza tym bardzo dobry post. Fajnie się czyta 🙂
1 września 2017 at 11:53
Dzięki za ten komentarz! Ja bym podciągnął to trochę pod punkt „super managerowie”, ale faktycznie sprawa nie jest taka prosta, a ma duże znaczenie. Bywa również tak, że niezależnie od tego jak dobry „łącznik z Biznesem” by nie był, to działania będą się blokować gdzieś w Biznesie, bo właśnie, tak jak wspomniałeś, ktoś komuś nie za bardzo ufa, nie chce oddelegować zadań, na które sam i tak nie ma czasu, czy też ktoś tam jest bardzo słabo decyzyjny. Jest to szczególnie uciążliwe przy starcie projektu, robieniu jakiegoś dużego kroku na przód lub przy wdrażaniu produkcyjnym. Wtedy stanowcze kroki są najbardziej potrzebne i bez nich wszystko się rozmywa.
1 września 2017 at 07:58
Super artykuł! Daje dużo do myślenia. Nic tak nie motywuje jak własna historia i przemyślenia. Dzięki wielkie!
1 września 2017 at 11:02
Dzięki! Też tak myślę – historie ludzi obok nas są często bardzo motywujące 🙂
1 września 2017 at 06:53
mega wpis, dziękuję
1 września 2017 at 11:01
Bardzo proszę. Cieszę się, że się podobał 🙂